| ||
  | ||
Tadeusz Nowak urodził się 24 czerwca 1924 roku w Bielsku-Białej na terenie zamieszkałym przez ludność polską i niemiecką. Jego ojcem był polski policjant, katolik, żołnierz w czasie I wojny światowej, a mamą Polka o niemieckich korzeniach wyznania ewangelicko-augsburskiego. Historia małej ojczyzny, śląska cieszyńskiego, z którego Tadeusz pochodził wpisała się dramatycznie w historię rodziny. Wraz z wybuchem 2 wojny światowej rodzina rozdzieliła się. Ojciec Tadeusza został aresztowany i po pewnym czasie zginął w obozie koncentracyjnym w Dachau. Mama wraz z dziećmi uciekała na wschód. W drodze Tadeusz, 15-letni chłopak, wraz z bratem Ferdynandem, 14-latkiem, zostali oddzieleni od mamy. Najpierw próbowali rowerem dojechać do Warszawy, aby bronić stolicy przed Niemcami. Przez jakiś czas żyli z roznoszenia przez Tadeusza gazet. Potem zabrakło środków do życia i młodszy brat pozostał pod opieką znajomych, głównie Niemców, zaś Tadeusz przepłynął granicę Reichu na Skawie. Ponieważ mama Tadeusza przyjęła obywatelstwo niemieckie, a brat został żołnierzem Wehrmachtu, rodzina rozdzieliła się na dobre. Po wojnie przez wiele lat Tadeusz bezskutecznie szukał swojego brata i już był przekonany, że Ferdynand zginął gdzieś na froncie. Bracia odnaleźli się przypadkowo dopiero po 40 latach. Spotkanie ich po tak długim czasie relacjonowały gazety w Sheffield w Anglii na pierwszych stronach. Okazało się, że brat Tadeusza dostał się do alianckiej niewoli, po czym wstąpił do 1 dywizji pancernej gen Maczka, szkolącej się w Szkocji i już tam został po II wojnie światowej. W 1940 r. Tadeusz próbował przekroczyć słowacką granicę, ale został aresztowany i uwięziony we Frestnej, następnie w sławnej Willi Palatz w Zakopanem, zwanej mordownią podhalańską. Po wyjściu z więzienia wstąpił do ZWZ, następnie stał się członkiem Armii Krajowej. Przez dłuższy czas administrował majątkiem oo. paulinów w Leśniowie aż do tzw. wyzwolenia przez Armię Radziecką. Tadeusz Nowak odmówił wstąpienia do PZPR, za co w okresie stalinowskim spotkały go liczne kłopoty. W 1958 r. ożenił się z Zofią z domu Kucharską, siostrą swego przyjaciela z AK, zamieszkali w Radomiu. W małżeństwie tym przyszło na świat czworo dzieci, jedno z nich wcześnie zmarło. Żona po 12 latach małżeństwa ciężko zachorowała. Dzieci były małe i przez dwa lata Tadeusz opiekował się sam chorą żoną i dziećmi. Umarła, gdy najmłodsze z dzieci miało niecałe 11 lat, najstarsze 14. Odtąd wychowywał je sam. Pracował jako księgowy, później biegły księgowy, nieustannie się uczył, aby utrzymać wymagany w tym zawodzie wysoki poziom wiedzy. Mieszkał z córką Małgorzatą, której pomagał finansowo i wspierał przy wychowaniu wnuków. I gdyby można było przytoczyć tylko jeden obraz z życia, pokazujący jakim był, jako ojciec samotnie wychowujący troje dzieci, to byłaby to historia o sezonowej grypie. Gdy dzieci chorowały, to najpierw kupował im lekarstwa, a potem w cukierni jeszcze pyszne ciastka. Mimo że podczas grypy skuteczność medyczna takiej diety wydaje się wątpliwa, to ciastka za tatę mówiły: "Chcę wam dać wszystko co najlepsze, tak jak potrafię". I do dziś te ciastka mówią, że to miłość jest największym lekarstwem. W 1980 roku, gdy powstała "Solidarność" został księgowym NSZZ "Solidarności" Ziemia Radomska. W 1981 roku przystąpił do Klubu Inteligencji Katolickiej, był członkiem zarządu i skarbnikiem oraz pierwszym Honorowym członkiem Klubu Inteligencji Katolickiej w Radomiu. Tadeusz był patriotą, człowiekiem odważnych przekonań i prawego serca. Wspierał każdego, kto tego potrzebował i jeśli przekroczyłeś próg jego domu, to już stawałeś się przyjacielem. Choć wiele wymagał od siebie, jako ojciec i przyjaciel był niezrównanie hojny i wyrozumiały. Obdarzony ogromnym ciepłem i poczuciem humoru, nie pozwalał rozmówcy smucić się w jego towarzystwie. Od lat chorował na serce, przeszedł poważną operację, żył z trzema bypassami. Choć w ostatnim okresie życia choroby bardzo nasiliły się, Tadeusz nie poddawał się lecz starał zachować ten sam rytm aktywności, planował nowe przedsięwzięcia. Pięć lat temu ukończył cykl ćwiczeń duchowych według metody św. Ignacego Loyoli. Rankiem 4 września tata był słaby i potrzebował pomocy przy ubieraniu. Jednak to nie mogło powstrzymać go od realizacji zamiaru, aby iść na Mszę świętą. Tak jak od pewnego czasu, szedł bardzo wolno i z trudem. Zmarł w drodze do kościoła - wierzymy, że to Pan Jezus wyszedł mu naprzeciw. Gdybyśmy w jednym zdaniu mieli opowiedzieć o naszym tacie, Tadeuszu Nowaku, to przytoczylibyśmy słowa, które nam często powtarzał: Zawsze będziemy pamiętać dobro, miłość i przyjaźń, których doświadczyliśmy od niego. Tadeusz Nowak został pochowany na radomskim cmentarzu rzymsko-katolickim przy ul. Limanowskiego. Spoczął obok swojej Żony śp. Zofii. Małgorzata Nowak-Kępczyk
|